Okiem Laika: „JUDY”, czyli blask gwiazd, który nigdy nie przemija…

O pokoleniu urodzonym po roku 90. mówi się, że zostało w pewien sposób pokrzywdzone przez los. Większość nie wie, co to zabawy „na trzepaku”, nie pamięta już śniegu na Boże Narodzenie… i nie zna kultowych legend świata muzyki i kina zeszłego wieku.

Jedną z tych legend niewątpliwie jest Judy Garland, o której po raz pierwszy ja sam usłyszałem dopiero wówczas, gdy ogłoszono, że jedna z (moim zdaniem) najlepszych aktorek współczesnego pokolenia Renee Zellweger obsadzono w swojego rodzaju „roli życia”.

O jakże wielkie było moje zaskoczenie, kiedy w pierwszej scenie legendarna aktorka zostaje przedstawiona jako mała dziewczynka otrzymująca rolę Dorotki w kultowym filmie z 1939 roku „Czarnoksiężnik z krainy OZ” i choć właściwe nigdy nie obejrzałem go do końca a jego projekcję pamiętam jako krótkie przebłyski świątecznego filmu z dzieciństwa, to mimo wszystko obraz gwiazdy Hollywood tamtych czasu staje się nad wymiar bliższy.

Czy „JUDY” to film wybitny?

Trudno będzie mi go ocenić z perspektywy osoby, która dopiero poznaje jej świat. Na pewno byłoby to łatwiejsze dla osób, dla których obraz kultowej aktorki lat 30. ubiegłego wieku był choć odrobinę bliższy. Dla mnie to piękna sylwetka gwiazdy, która na scenie spędziła 45 z ledwo 47 lat życia. Hołd dla piosenkarki, dla której scena była zbawieniem i przekleństwem jednocześnie. Wreszcie ukoronowanie postaci, która urodziła się by stać się ikoną, spełniając tym samym narzuconą jej od maleńkiego dziecka rolę.

Czy „JUDY” to film wybitny? Pewnie nie. Film sztampowo posługuje się swoją postacią, jednoczenie nie dając widzowi prawa obiektywnej oceny sytuacji. Judy jest ofiarą i w filmie nie ma miejsca na inny obraz jej postaci. Ofiarą katów swojego dzieciństwa i własnej kariery. Jednocześnie to film, który choć jasno narzuca swoją narrację… porusza swoją precyzją i mistrzowską dokładnością przekazu.

„JUDY” to film, w którym twórcy zadbali o każdy detal, potęgując nasze uczucia. To dzieło, które balansuje na granicy euforii i rozpaczy, dokładnie na tym, na czym opierało się życie Judy Garland. To wreszcie film, który choć usprawiedliwia kolejną gwiazdę, która ma przecież wszystko, jednocześnie nie mając nic, staje się usprawiedliwieniem jej życia, bo na to właśnie zasługuje.

Pisząc o JUDY, należy wspomnieć o Renee Zellweger i jej kreacji aktorskiej. Renee to niewątpliwie jedna z najlepszych współczesnych aktorek, co zresztą wielokrotnie doceniła Amerykańska Akademia Filmowa aż trzema nominacjami i ostatecznie wygranym Oscarem za drugoplanową rolę w filmie „Wzgórza nadziei”. Renee, która choć zawsze zostanie Bridget Jones, w JUDY staję się ikoną, artystką wszechstronną, która wykonując samodzielnie wszystkie partie wokalne z podniesioną głową zmierza po Oscara, (czego przedsmak już miał miejsce na rozdaniu tegorocznych złotych Globów).

„JUDY” to też, choć film pozbawiony jest wielkich efektów i widowiskowych scen montażowych, kino refleksyjne, wrażliwe i bliskie ludzi. To kino, które na długo zostaje w pamięci i pozwala delektować się jego obrazem. To kino, po którym seansie sięgacie po telefon wyszukując piosenkę Judy Garland na Spotify ☺.

Podsumowując:

Judy to nie jest film, który zasługuje na miano najlepszego filmu 2019 roku. To nie jest też film, do którego będziecie wracać jeszcze nie raz. To kino refleksyjne pełniące rolę laurki dla gwiazd, które nigdy nie przeminą.

1

2

3

5

6

7

8

9

11

12

13

4

15

https://www.youtube.com/watch?v=HU2GJwkH71M

Sending
Oceń stylizacje
0 (0 głosów)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

MODA I SYLWESTROWA DOMÓWKA.

Okiem Laika: „KOTY” – czyli „dzieło”, o którym nie da się zapomnieć.