Jakiś czas temu obiecałem sobie, że będę się wystrzegać bezpośrednich ocen na temat twórczości różnych artystów w kategoriach złe lub dobre. Co by nie mówić każde „dzieło” wymagało jakiegoś nakładu pracy, w które ktoś włożył swoje serce, czas lub inne bardziej lub mniej materialne rzeczy. Aby też jakikolwiek efekt pracy twórcy móc nazwać dziełem, musi się na niego składać liczba odbiorców, którzy wykazują zainteresowanie powstałym produktem.
W takiej kategorii trudno nie postrzegać jako dzieło twórczości EL James i jej sagi „Pięćdziesiąt Twarzy Greya”. Autorka niewątpliwie osiągnęła wielki sukces, chociaż ja sam, przyznam szczerze, że nigdy nie czytałem książki, która wzbudziłaby moje większe zniechęcenie niż wszystkie 3 części sagi, choć zaznaczam, że w kontynuacji powstało ich aż 6… Oczywiście moja ocena jest tu tylko subiektywna, natomiast dotrwałem do końca tylko po to, aby porównać co zostanie wycięte w kontekście powstawania filmu.
Przyznam szczerze, że gdybym miał wymienić główny i podstawowy zarzut do tego „dzieła”, to brak jakiejkolwiek fabuły. Ta książka jest po prostu najzwyczajniej w świecie koszmarnie nudna…Ponad 1500 stronicowa saga, a w kontekście dalszych książek to spokojnie ponad 2500 stron. Całość akcji można określić następująco: Ona nie chce, on chce, w sumie to ona by chciała, ale teraz to już On nie chce… i tak w koło, z przerwą na iście harlekinowskie opisy (zaznaczam co kilka kolejnych stron) i totalnie zbędne postacie, które pojawiają się i znikają bez większego znaczenia dla czytelnika. Ni to thriller ni dramat, ostatecznie wszystko koncentruje się na erotycznych doznaniach głównej bohaterki.ZOBACZ TEŻ: O POLITYCE, BREXICIE, NACJONALIZMIE I MIŁOŚCI…- RECENZJA KSIĄŻKI „CZAS WYBORÓW”Nawet by tak to mnie nie raziło, gdyby nie ten pseudoerotyczny seks pojawiający się na każdej stronie książki. Absolutnie nie jestem osoba pruderyjną i trudno mnie zaskoczyć w tym temacie, nie mniej jednak dogłębne i dość ograniczone słownictwo autorki wyzwalało więcej zażenowania niż podniecenia, a starania urozmaicenia życia seksualnego bohaterów zatrzymały się gdzieś na latach 90. ubiegłego wieku. I żeby nie było, że jestem hipokrytą, gdyż w mojej książce, którą zaznaczmy, że jest na etapie poszukiwania wydawnictwa i mam nadzieję, że jest coraz bliżej do finalizacji tego projektu, seksu też nie brakuje… natomiast nauczony wspomnianym doświadczeniem, zamiast na obrazowym nakreśleniu doznań bohaterów, chciałem się skupić na ich emocjach, dlatego seks w „Moście Ikara” to bardziej nakreślenie sytuacji z rozwojem tego co dzieje się w głowach i umysłach bohaterów niż wulgarny język mający podkreślić seksualne doznania.Dlatego też, z racji rozpoczęcia poszukiwań wydawnictwa, miałem okazję przedstawić swoją propozycję w wydawnictwie Edipresse, które to pozwoliło mi zapoznać się z ich ostatnimi publikacjami, z prośbą o przedstawianie swojej recenzji zaproponowanych powieści.Przygotowałem dla Ciebie spis treści, który pomoże Ci łatwiej nawigować po tym wpisie.
Ile SZAKALA w powieści „SZAKAL”?
Przyznam szczerze, że do „SZAKAL” autorstwa L.J. SHEN podszedłem z ogromna rezerwą. Mając świadomość, że to erotyk, pierwsza moja myśl nakierowała mnie na wspomnienie klimatu twórczości Pani El James. Nie mniej jednak chcąc być obiektywnym w swoich osądach, zdecydowałem, że zanim wydam swoją opinię, warto zapoznać się z treścią książki… I dziś mogę po raz kolejny powiedzieć to zdanie: nigdy nie oceniaj książki po okładce.
Mój długi wstęp odnośnie sagi Grey, wiązał się z tym, że w zestawianiu tych dwóch pozycji, „Szakal” zyskuje na zwięzłej i przemyślanej historii. To książka, która od początku do końca ma fabułę, zbudowana jest na zasadzie prologu, dzięki czemu czytelnik już na pierwszych stronach poddawany jest próbie wstępnych przemyśleń o tym, z jaką historią będzie musiał się zmierzyć.”Szakal” zyskuje tym, na czym tracił Grey, choć nie brakuje tu wulgarnego słownictwa zmierzającego do fizycznego zbliżenia bohaterów, to jednak ostatecznie przez co najmniej połowę książki nic wielkiego się nie dzieje i bardzo dobrze, bo erotyczny klimat jest budowany stopniowo, przez co czytelnik ma czas „oswoić” się z upodobaniami bohaterów.Jeśli chodzi o aspekt „erotyki”, tu niestety jest pierwszy minus, bo w kontekście dokładnych i szczegółowych opisów, autorka nie pozostawia grama dla wyobraźni swoich czytelników, podając wszystko na tacy w taki sposób, że momentami staje się to wręcz niesmaczne.W „Szakalu” nie ma na szczęście też sztampowego schematu księcia, który nie dość, że jest przystojny i bogaty, to jeszcze wyjątkowo… „obdarzony”. Szakal to bardziej łobuz niż książę, i to ten, który „ciężko” pracuje na swoją pozycję. Z tej dwójki to jednak Jessi Carter broni sympatii czytelników, gdyż jej postać ewoluuje i to w dobrym kierunku. Z Szakalem jest już gorzej, dlatego zamiast dzikiego zwierza, mamy w konsekwencji oswojonego kundla.Na koniec trzeba przyznać, że to, co broni powieść… to fakt, że choć historia jest mało prawdopodobna, to jednak możliwa do spełnienia. Osobiście mam zastrzeżenie co do zakończenia, które finał ma dość prosty i mało widowiskowy, nie mniej jednak ostatecznie czytelnik pragnie poznać zakończenie tej historii a zatem podstawowy cel został tu zrealizowany.Muszę przyznać, że „Szakal” to jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń literackich, które mnie spotkało w bieżącym roku. Choć to zdecydowanie literatura kobieca, to jednak cieszę się, że miałem okazję po nią sięgnąć. Na koniec warto dodać, że biorąc pod uwagę komercyjny sukces EL. James oraz L.J. SHEN utwierdzam się w fakcie, że nie wystarczy dziś napisać dobra książkę… dziś to marketing decyduje o tym, po którą z nich sięgną czytelnicy…KLIKNIJ TUTAJ: Tutaj kupisz książkę – „SZAKAL”Ostateczna ocena: 4/6
User Review
( votes)👁 Ten wpis został przeczytany 100 razy.
☕ Szacowany czas czytania: 6 min.